środa, 20 listopada 2013

Warszawa - Doha - Bangkok 20-21.11.2013

15:30 i poczuliśmy jak koła samolotu odrywają się od ziemi! Uwielbiam to uczucie, nie ma odwrotu i zaczynamy kolejną przygodę. Tym razem linie Qatar dowiozą nas do celu z ponad 15 godzinnym postojem w Doha. Sam przelot bez fajerwerków jakich spodziewałam się po linii, która przez kilka lat miała pierwsze miejsce w rankingu na najlepszą linię lotniczą świata i rozumiem, dlaczego pałeczkę przejęły Emirates. Na lotnisku w Doha powitał nas deszcz, ignorując całkowicie nasz plan zwiedzania miasta nocą. Dobrze, że chociaż mogliśmy przez chwilę z samolotu patrzeć na przepięknie oświetlone budynki. Dolecieliśmy koło północy i kontrolnie sprawdziliśmy, czy aby nie mamy szansy na bezpłatne zakwaterowanie, posiłek i wizę. Nie mamy. Możemy kupić wizę (32$/os) wyjść na miasto i wynająć hotel (dla lepszego samopoczucia cenę hotelu sobie daruję...). Nie skorzystaliśmy z tej opcji za to namierzyliśmy quiet zone i tam spędziliśmy kolejne godziny ( udając, że nie czujemy jak zamarzają nam kolejne części ciała a niewygodny fotel wbija się w kości).  O czwartej rano byłam gotowa do wymarszu w miasto. Grzecznie odczekałam jeszcze godzinkę i podpytałam męża co on na to, ale jakoś dziwnie mi odpowiedział, że niby mój mózg potrzebuje dłuższego wypoczynku... Po kilkudziesięciu minutach podjęłam koleją próbę (musiałam się spieszyć zanim "krioterapia" zaczęłaby zbierać żniwo), ale też bez powodzenia, więc poprzestałam na samotnym zwiedzaniu lotniska i badaniu tematu wizy. Za oknem powoli robiło się jasno i przestało lać. Tym razem nie dałam się spławić i dobudziłam męża, który  bez oznak entuzjazmu zaczął sprawdzać pogodę na najbliższe godziny. Oczy mu rozbłysły i usłyszałam: o 8:00 burza z piorunami i o 12:00 kolejna... Hmmm poddałam się, chociaż mam wrażenie, że gdyby nie zmęczenie, to o 9:00 ja bym robiła burzę z piorunami i innymi takimi... Oczywiście za oknem pojawiło się słońce. Nie ma co wierzyć w te nowe technologie! Plan jest taki, że po wylądowani w drodze powrotnej w Doha wychodzimy na nocne zwiedznie, choćby i huragan szalał. Doha - Bangkok 21.11.2013 14:30 a my już siedzimy w samolocie zajmując 2xpo3 miejsca. Jeszcze nie lecieliśmy tak pustym boeing'iem.  Taka podróż na leżąco to dopiero coś. Chwila moment i każą podnosić oparcia bo lądujemy.  Znowu północ a my robimy kilometry zmierzając do stanowiska wizowego. Trzy uśmieszki do zdjęcia i odbieramy bagaże. Matysia cały czas szczebioce i zachwyca się naszą różową kapsułką (inna nazwa taksówki;) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz