piątek, 22 listopada 2013

Bangkok - Ubon Ratchathani - Pakse 22.11.2013

O drugiej jesteśmy na lotnisku czekając na lot do Ubon Ratchathani (07:25) a Matysi się pysia nie zamyka. Czujemy piach pod powiekami, dochodzi czwarta a dziecko chce się bawić. Biorę ją na obchód lotniska, na zewnątrz ciemno, wracamy, nie ma co idziemy się odprawić odpowiadając po drodze na setki pytań. Potem tłumaczenie, dlaczego powinna przespać tą godzinkę w samolocie. Idzie ciężko, ale w końcu zasypia i nie bardzo chce wstawać, bo oczka śpiące... Wychodzimy poza teren lotniska i tam bierzemy taksówkę (taniej). Jedziemy na dworzec autobusowy, bo za 30 min odchodzi autobus do Pakse. Szybkie zakupki prowiantu i ruszamy. Dziecko zasypia, ale po godzinie jesteśmy na granicy i trzeba wstawać. Złość i frustracja. Po otrzymaniu stępla z Tajlandii maszerujemy do, delikatnie mówiąc, słabo przystosowanego do tego celu budynku, gdzie wydają wizy do Laosu. Gorąc, duchota, brak oznaczeń i znajomości angielskiego. Odbieramy swoje wizy jako ostatni z całego autobusu(cały czas myślałam o tym, czy kierowca na nas zaczeka, bo wiem, że różnie to bywa). Jest dobrze - jedziemy dalej, Młoda śpi, ale po kilkudziesięciu minutach znowu pobudka. Płacz i zgrzytanie zębów. Do tuktuka na 15 minut drzemki, z której nie jesteśmy w stanie jej wybudzić. Jesteśmy w centrum Pakse,  jeden rzut oka na oferowany nam pokój i ucieczka. Kolejny hotel. Co z tego, że drogo? możemy zapłacić te 23$ za czyściutką łazienkę i rzeczywiście zmienioną pościel w nowo wybudowanym hotelu. Dziecko przewleczone z jednego miejsca do drugiego dalej śpi. Co gorsza jej tata też chce spać, więc i ja składam broń i pozwalam, żeby o 15 męczył się z nami nasz budzik.  Wychodzimy na zwiady i wybrać kaskę i tu niespodzianka. Karty nie działają albo ATM nie może ich obsłużyć! Nerwy sięgają zenitu na szczęście w kolejnym bankomacie jedna z kart zaczyna wspólpracę. Jedziemy na obiad do podobno pysznej knajpki. Faktycznie pychota. Zamówiłam (ręcami) rybę i sałatkę z zielonej papaji. Do kompletu dostaliśmy michę fantastycnych ziół i papier ryżowy. Całość to raj dla podniebienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz