sobota, 23 listopada 2013

23.11.2013 Pakse - Thateng, Bolaven, Laos; 25stC

Wynajęliśmy skuter za całe 8$ za dzień i przez kolejne dwa dni będziemy zwiedzać okolicę.  Zostawiliśmy bagaż główny w hotelu i z mniejszym plecakiem ruszamy. Przystanek nad wodospadem, gdzie grupa dzieciaków sprzedaje prażone ziarna. Zostawiamy pierwszą porcję ciuszków przeznaczonych na wydanie i jedziemy dalej.  Po kolejnych paru kilometrach zatrzymuje nas znak "coffee plantation", więc zbaczamy na coś, co za kilkanaście lat faktycznie tą plantacją będzie (po czasie, wyedukowana mogę powiedzieć, że drzewka miały ze dwa lata i dlatego właściciel serwował kupną kawę). To jednak nie było ważne, bo i tak skupiliśmy się na tym, że właściciel miał dzieci w wieku Matysi i nasz skarb mógł się wybiegać. Potem oczywiście usłyszeliśmy płacz, co oznacza, że zabawa przednia, ale ktoś się w niej zapomniał i jak Ktoś do nas przyszedł zapłakany i cały w czerwonym błocie to i ja miałam ochotę cichutko zapłakać. Ruszyliśmy dalej zatrzymując sie dopiero na nocleg (10$) w całkiem miłym miejscu. Tutaj też pierwszy raz użyliśmy latarek. Zawsze je ze sobą wozimy, ale dopiero Laotańskie ciemności zmusiły nas do wyciągnięcia ich z plecaków. Byliśmy na "mieście", żeby zobaczyć jak wcześnie się tu wszystko zamyka. O 17:30 jest już czarno i pusto :( Jakoś wiąże mi się to z odpowiedzią na pytanie zadane mi przez Matylkę: "mamo a dlaczego tu jest tak duuużo dzieci?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz