niedziela, 24 listopada 2013

24.11.2013 Thateng - Pakse, Bolaven Platou, 26stC

Nastawiony na ósmą budzik zmusza nas do wstania, oki, możemy się poświęcić - jakoś na urlopie wstaje się łatwiej ;) Szybko się zbieramy i ruszamy dalej, śniadanie czeka po drodze. Dojeżdżamy wreszcie do Paksong i tu, zupełnie niechcący trafiamy na kafejkę, o której czytaliśmy w przewodniku a prowadzoną przez Holendra i jego Laotańską żonę. Zamawiamy sobie po filiżance czarnego płynu z "ziaren palonych w stylu włoskim". Szkoda, że nie potrafimy tego docenić, ale zwyczajnie wolimy kawę laotańską z prawie tak cudownym, orzechowym posmakiem jak ta w Wietnamie. Za to zamawiamy sobie kolejną filiżankę tym razem kawy Luwak, czyli tej z ziaren przetrawionych wcześniej przez łaskuna. I znowu zonk. Nasze mało wysublimowane podniebienia nie doceniają tej najdroższej i podobno najlepszej kawy świata (dla ciekawych: ) Jedyne, co nas pociesza to fakt, że na 14:00 umawiamy się z właścicielem na wycieczkę po plantacji kawy. Mamy więc parę godzin, żeby pojechać nad wodospad. W planach była nawet kąpiel, ale na miejscu okazało się, że woda jest lodowata a temperatura powietrza nie zmusza do chłodzenia się.  Dojechaliśmy na miejsce zbiórki, czyli pod kolejny wodospad, żeby sie dowiedzieć, że rozpoczęcie wycieczki się opóźni, bo klienci z Australii muszą się odświeżyć... Czekaliśmy jakieś 45min i nie byłby to problem, gdyby nie to, że o 17:30 jest tu czarno a my mamy jeszcze spory kawałek do hotelu... Po wszystkim powiem tylko: bardzo warto było! Facet ma gigantyczną wiedzę o kawie i potrafi ją w fantastyczny sposób zaprezentować (i rozumie polski!). Szkoda, że połowa (albo i więcej) z tych informacji już nam uleciała z głowy :( Za to wiem, że drzewo kawy żyje przez ok 80lat i mając 4 lata osiąga wzrost naszej 6cio latki a wzrost dorosłego człowieka po około 20stu latach. Potrafimy odróżnić drzewo arabica'i od robusty. Wiemy jak drogie jest funkcjonowanie w ramach Fair Trade dla takiego zwykłego rolnika (dziwne, że etap "fair" kończy się na zakupie od tego rolnika, bo wszystko co jest dalej raczej fair już nie jest...) I tu doszła moda na "Organic" i jak chcesz to możesz się certyfikować, oczywiście po uiszczeniu opłaty (na którą ludzi tutaj nie stać) i nic to, że z dziada pradziada z motyczką się chwasty traktowało (bo i chemia tu droga) opłata musi być. Oglądaliśmy leje po bombach zrzuconych w czasie zimnej wojny (w czasie kolejnych dni widzieliśmy ich jeszcze dziesiątki) Po skończonej prelekcji okraszonej mnóstwem anegdot ruszamy dalej i szczęśliwie docieramy przed zmrokiem a potem to już tylko szybki prysznic i wyjście na miasto w poszukiwaniu pyszności

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz