poniedziałek, 25 listopada 2013
25.11.2013 Champasak, 30stC
Plan na dzień dzisiejszy jest prosty. Przenosimy bagaże główne do przechowalni i z jednym plecakiem na skuterze jedziemy zwiedzić Champasak. Podobno piękne miejsce z kompleksem starszym, niż te w Angkor.
Sama podróż jest już niezwykle urokliwa, bo okolica prześliczna i w pewnym momencie Matysia zmusza do postoju, więc zjeżdżamy gdzieś w bok a tam szkoła. Dzieciaki wybiegają, żeby się z nami przywitać, ale jest ich zdecydowanie za dużo i speszona Matylka nie chce się bawić. Ruszamy dalej zatrzymując się co jakiś czas, żeby utrwalić widoczki.
Po dotarciu na miejsce kupujemy bileciki tylko na wejście, bo odcinek do świątyni mamy zamiar pokonać na nogach w końcu to tylko 1km. Żar leje się z nieba, wiatraczek na baterie wkręca się Matylce we włosy, i pewnie ze sto razy odpowiedzieliśmy na pytanie: daleko jeszcze?
Sama świątynia w stylu tych w Angkor, ale dużo gorzej zachowana, a może chodzi o ilość ruin, których jest znacznie mniej i dlatego robią nieporównywalnie mniejsze wrażenie. Za to widok na całość z góry zapiera dech w piersiach! Na górze spędziliśmy spooooro czasu popijając zieloną herbatkę i jedząc ciasteczka kokosowe.
W drodze powrotnej przystanek na jedzenie a potem, już w Pakse targ. Przepiękny, kolorowy, tętniący życiem targ!
Wracamy do hotelu, szybki prysznic (za dodatkową opłatą, bo przecież nie mieliśmy pokoju) i o 20:30 ruszamy nocnym autobusem do stolicy Laosu - Vientaine (170.000K/os)
Musimy jeszcze dodać, że ostatnie chwile przed odjazdem spędziliśmy radośnie dyskutując po polsku z przesympatyczną parą z www.z2strony.pl - to dopiero jest przygoda!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz