wtorek, 4 czerwca 2013

03.06.2013, 30stC,  Kyoto

Zaczynamy śniadankiem, które jest dzisiaj bardziej amerykańskie niż japońskie, bo główną rolę gra jajecznica i smażony bekon. Ale jest też i ryż i miso i coś, co nijak się z Japonią nie kojarzy, ale jest wszędzie, serwowane o każdej porze dnia i nocy i Japończycy objadają się tym na potęgę: curry. Fakt, przypomina odrobinę hinduskie curry, ale jest duuuużo mniej wyrafinowane. Nijak nie przysotoi mi to do tutejszej kuchni. Dla mnie to zwykła berbelucha! Co więcej nawet nie znając japońskiego wiem, że jedzenie tego i temu podobnych dań zaczyna być już ogólnonarodowym problemem. Na każdym kanale, całymi wieczorami lecą programy uświadamiające. Ja jestem mocno zaskoczona, że tak wielu widzę tutaj ludzi otyłych. Założyłam, że nie będzie ich wcale a wyjątki będą przykuwać uwagę.

Dzisiaj odwiedziliśmy Fushimi Inari. Przed wejściem między tori zaczepiła nas pani sprzedająca kimona (czy raczej szlafroki). Za takie dla Matylki zapłaciliśmy 1000¥ a do tego dostała pas z jedwabnej chusty (wystawiony za 1000¥). Z tak przygotowaną Matylką ruszyliśmy dalej co chwila dziękując za komplementy ;) Miejsce baaardzo nam się spodobało! Taki rząd tori, z modlitwami wygląda magicznie












Na 14:00 mieliśmy zarezerwowaną (jeszcze w Polsce) wizytę w Pałacu Cesarskim. Powinniśmy się stawić 20min wcześniej i szczęśliwie dotarliśmy na minutę przed czasem obchodząc wcześniej prawie cały park dookoła... Zaczęło się od projekcji filmu mówiącego o zabudowie pałacowej a potem przewodninczka zabrała całą grupę (pewnie ok 100osób) oglądać to wszystko na żywo. Piękne i fantastycznie utrzymane budynki, które mogliśmy oglądać wyłącznie z zewnątrz. Do tego fenomenalny ogród. Bardzo szybko nam tu czas minął! I trochę szkoda, że nie można było wejść i obejrzeć pomieszczeń od środka.




 









 I znowu zrobiło się późno, więc zdecydowaliśmy, że przejdziemy się główną ulicą. Jakieś jedzonko, czyli dwie zupy i kurczak tempura (1760¥) i marsz na dworzec.





Dziwnym trafem ten się od nas oddalał, chociaż uparcie twierdziliśmy, że jest inaczej. Pierwszy raz się tak zakręciliśmy, że pytaliśmy o pomoc kilka osób i dalej obstawaliśmy przy swoim. W końcu się jednak udało obrać odpowiedni kierunek i autobus dowiózł nas na dworzec. Dojechaliśmy do swojego hotelu, zabraliśmy bagaże i po raz ostatni w czasie tego wyjazdu zmieniliśmy hotel.  (Gdybym mogła cofnąć czas, to wzięłabym mniej ciuchów, prawie wszystkie byłyby letnie a do tego spakowałabym się do walizki. To jest pierwszy kraj, który odwiedzamy i w którym walizka się sprawdza! Chodniki są idealnie gładkie, wszędzie windy albo ruchome schody - bajka! Nie ma sensu taszczyć nic na plecach, skoro są takie warunki do jazdy walizką, zmarnowałam taką okazję...) O 22 z minutami lądujemy w najtańszym hotelu podczas tej wyprawy. Płacimy 40$ za dwójkę w super lokalizacji i tylko 2 stacje od centrum Osaki. Mamy wszystkie poprzednie wygody (plus prasowalnice do spodni) w pokoju i mieszkamy na 9 piętrze, więc i widok wspaniały. Pominę fakt, że hotel ma już swoje lata i mimo renowacji czuć (dosłownie), że sporo za nim. Po przekątnej mamy City Mall i sklep za 100¥ więc czego można chcieć więcej? Przez 4 noce nasze plecaki nie będą ruszane!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz