niedziela, 4 listopada 2012

04.11.2012 Havana - Varadero

Śniadanko na mieście. Dzisiaj wyjątkowo kanapka z rybą (o czym M musiałam długo przekonywać) polana octem. Pychota! Na jednej nie mogliśmy poprzestać ;)


I jeszcze ostatni rzut oka na miasto.


 Facet to facet. Ciągnie pod góre lodówkę, ale obejrzeć się musi ;)



Taki mogłabym mieć kiedyś hol...


 i kawka u sąsiada:





Mielismy sie stawic pod Capitolio o 11:15 bylismy ze 30 min wczesniej i natychmiast po wyjsciu z taksowki podskoczyla do nas przewodniczka. Okazalo sie ze wszyscy pasazerowie (Kubanczycy) juz sa! Myslelismy, ze bedziemy pierwsi a tu taka niespodzianka. Jak widac nie wszyscy funkcjonuja tu w ramach "maniana"...
Jest tez oczywiscie pani od warkoczyków, z którą się wczoraj umówiliśmy, a której mamy oddac wozek. Wyglada bardzo elegancko (moze zaraz pojdzie do kosciola?), corka i maz tez. Wita sie z nami serdecznie. Przekazujemy wozek i pokazujemy jak go obslugiwac. Jeszcze ostatnie zdjecie i pa!



To glupie, ale oboje bylismy wzruszeni, bo oprocz tego, ze to fantastyczny sprzet, to dla nas oznaczal milion wspomnien i wiele podrozy. Fantastycznie pokazywal jak roslo nasze dziecko, jak z kazda wyprawa male nozki robily sie dluzsze...
Chce wierzyc, ze pani faktycznie byla w ciazy i bedzie z niego korzystala. Zreszta jezeli nie ona, to na koniec i tak trafi do jakiegos maluszka. I wiem, że tylko tutaj sa w stanie przedlużyć życie tego wózka o minimum dziesięć lat ;)

A poprzyjeździe do Varadero widzimy to:






i robimy to:






Ile Matylce potrzeba czasu na znalezienie nowej koleżanki?   15 minut maksymalnie! To jest Victoria z Australii (o mały włos a wpisałaby się w nasze dowody osobiste...)


i niektórzy wmawiają sobie, że wcale nie zamarzają...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz