czwartek, 1 listopada 2012

01.11.2012 Viniales - Pino del Rio - Havana

Dzisiaj opuszczamy to śliczne miasteczko. Dorwali nas naganiacze i dogadaliśmy się co do ceny za przejazd z Viniales przez Pino del Rio (zwiedzanie miasta) do Havany.
Wczesniej jednak postanowilismy zrobic sobie objazdowke po wszystkich turystycznych atrakcjach Viniales, a co! do tego fajnym autkiem:


Zaczęliśmy od Groty Indianina i weszliśmy tam jako pierwsi, więc bardzo przyjemnie się oglądało, chociaż samo miejsce trochę dziwne, bo niby grota, ale cała wybetonowana, schodki, oświetlenie. Zdecydowanie ciekwaszy klimat miała poprzednia grota.







Teraz czas na punkt widokowy i podobno najlepszą pinacoladę na Kubie (w/g mnie dobra).





Jedziemy na plantację tytoniu, chociaż wiemy, że za dużo do oglądania nie będzie. W czasie jazdy jest imreza:





 tytoń zaczyna rosnąć:



żegnamy naszą casę



Postanowiliśmy zobaczyć jak powstaje nalewka z guajawy





i jeszcze spacer po Pino del Rio






 Ilu w tym kraju może być fryzjerów?

 Pyszne lody kakaowe:
 Pałac Ślubów:



i oczywiście pizza na obiad

i dalej jazda! Dawno nas przecież w Havanie nie było ;)  Nowe lokum wygląda tak:



 i czas w miasto. Zainteresował nas sklep z dewocjonaliami dla wyznawców chyba wszystkich możliwych religii...

I zdybali nas sąsiedzi zapraszając na urodziny jednego z nich. Atrakcja wieczoru już od jakiegoś czasu pykała na jezdni (a ja nieopatrznie powąchałam... masakra!)



 moja ukochana fotka:


 Julia na balkonie:








 albo obiad albo zaklinanie rzeczywistości będzie, skoro pan koguta niesie...



I wymogłam na mężu wizytę w luksusowym hotelu cenem wypicia na ostatnim piętrze kawki albo innego drinusia (bo ceny jedzenia nas powaliły). Najważniejsze w tej wizycie były fotki jakie tam powstały:



i jeszcze sufit restauracji:


a kolacja na mieście wyglądała tak:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz