Dobrze nam idzie. Budzik dzwoni jak trzeba, ale potem... super byloby pognic w lozku (musimy pomyslec o urlopie ;) ). Na tarasie czeka juz sniadanie i do tego jest pyszne (4CUC/os) a jak milo sie gawedzi...
Nic to realizujemy plan... z "malym" poslizgiem.
Cala piateczka pakujemy sie do samochodu wlascicieli naszej casy. Dzisiejszego dnia mamy swojego wlasnego kierowce i duze odleglosci do pokonania.
Podjezdzamy pod kase, gdzie kupujemy bilety do groty i czekamy na naszego przewodnika.
W małej budce przesympatyczny pan sprzedaje bułki i jak się jest małą, słodką blondyneczką to takie bułeczki się dostaje za darmo ;)
supermarket?
Jest przewodnik! Ruszamy na sam szczyt tej góry:
Kawa:
Nie jest łatwo...
alepo wejściu cieszymy oczy takim widokiem:
Generalnie sama grota bardzo interesująca, ale zdecydowanie nie jest to miejsce na spacerek w klapeczkach (prawda Marcin?) i jeszcze z małym dzieckiem. Po zejściu przeczytaliśmy w przewodniku, że tą grotę powinni odwiedzić ci, którzy szukają wyzwań...
Kolejnym miejscem, jakie chciał nam pokazać nasz gospodarz była plaża. Miała być blisko, ale droga w jedną stronę zajęła nam jakieś 1,5h na szczęście na miejscu czekały na nas biały piaseczek, słonko i muszelki. Do tego duże fale, które Matylce nie przeszkadzały ;)
Po powrocie czekała na nas kolacja
i pyyyyyszny deser
Wieczór Matylka spędziła na zabawie z dziewczynkami z naszej casy. Jest przeszczesliwa i doskonale sie z nimi dogaduje. Zawieruszyla jej sie zabawka, dziewczynka ja znalazla i przyniosla. Slysze Matylki "dziekuje" i Poli "ne nada"(nie ma za co). Jezyk nie jest problemem dla dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz