I może to tylko takie wrażenie, ale ewidentnie Ci młodzi szukają wolności i zaczynają od pokazania jej swoim wyglądem. Od czegoś trzeba zacząć...
PS.
muszę wreszcie odważyć się robić fotki ludziom...
jedziemy na wycieczkę po miasteczku takim oto środkiem transportu:
cała nasza ekipka:
musimy się wreszcie przejechać tym autobusem:
Nasza trójeczka i Franklin decyduje się na wyjazd samochodem do Havany. Tu jeszcze ustalamy szczegóły z naszym kierowcą...
Już po kilku minutach jazdy podjeżdżamy na stację benzynową, ale jest zamknięta. Jedziemy więc dalej i zatrzymujemy się na tankowanie tutaj:
Kierowca tankuje (pewnie jakieś rolnicze paliwo) a my decydujemy się coś zjeść
tutaj jadłam najpyszniejszy ryż z czarną fasolą ever! Do ryżu dodano tłuszcz wytapiony przez chłopaka na palenisku ze starej felgi... Do tego kawałki miesa ze sporą ilością tłuszczu. Przeeeepyszne! Tak musiało kiedyś smakować mięso i u nas...
i jeszcze suszenie sera i galaretki z guajawy
właściciel
Musimy jechać okrężną drogą, bo okazało się, że część autostrady jest zamknięta, bo ją zalało :(
Dojechaliśmy do swojej starej casy, ale okazało się, że nie mają wolnego pokoju. Wzięliśmy więc pokój u sąsiadów. Nigdy więcej nie będę spała w takim grzybie (dosłownie!) Musiałam przenieść poduszki w nogi, bo ta pleśń nie dawała zasnąć.
Nasza ulubiona piekarnia
i główna ulica Havany zamknięta dzisiaj dla ruchu, bo fale szaleją:
Wieczór oczywiście na starym mieście (dziwnie to brzmi w kontekście wizyty na Kubie...) gdzie spotykamy się na piwku z Frnaklinem, Moniką, Marcinem i Ivanem.
Przy kolejnym piwie postanawiamy jutro raniutko stawić się na autobus, który zawiezie nas do Viniales. Jedziemy tam razem z Moniką i jej mężem, którzy już mają bilety i zarezerwowaną casę. Może uda się i nam ;)
-Matylko, a wiesz, ze niedlugo wracamy do Polski? Trzeba bedzie sie cieplo ubierac, bo tam zimno i pada snieg?
- Oooo! Super! Bede lepic balwana!
A ja myslalam, ze bede miala sojusznika w przekonywaniu meza do zostania na Kubie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz