sobota, 27 października 2012

27.10.2012 Santa Clara - Havana

Fantastycznie, że musieliśmy odwiedzić to miasto. Sami, z własnej nieprzymuszonej woli nigdy byśmy tu nie zawitali. "Nowoczesne", pełne młody ludzi miasto - taki opis nas nie zachęcał. Sytuacja jednak wymusiła na nas przyjazd i bardzo się z tego cieszymy. Cudownie jest zobaczyć, że jest na Kubie miejsce, które jest inne, żyje we własnym tempie i tworzą je ludzie, którzy tak bardzo różnią się od innych mieszkańców wyspy. Tutaj miałam wrażenie, że każdy chciał się wyróżnić, strojem, kolorem włosów, zakolczykowaniem... To nie Kuba. To Kuba Młodzieży. Inna Kuba.
I może to tylko takie wrażenie, ale ewidentnie Ci młodzi szukają wolności i zaczynają od pokazania jej swoim wyglądem. Od czegoś trzeba zacząć...



PS.
muszę wreszcie odważyć się robić fotki ludziom...




jedziemy na wycieczkę po miasteczku takim oto środkiem transportu:







cała nasza ekipka:


musimy się wreszcie przejechać tym autobusem:

Nasza trójeczka i Franklin decyduje się na wyjazd samochodem do Havany. Tu jeszcze ustalamy szczegóły z naszym  kierowcą...


Już po kilku minutach jazdy podjeżdżamy na stację benzynową, ale jest zamknięta. Jedziemy więc dalej i zatrzymujemy się na tankowanie tutaj:



Kierowca tankuje (pewnie jakieś rolnicze paliwo) a my decydujemy się coś zjeść




tutaj jadłam najpyszniejszy ryż z czarną fasolą ever!  Do ryżu dodano tłuszcz wytapiony przez chłopaka na palenisku ze starej felgi... Do tego kawałki miesa ze sporą ilością tłuszczu. Przeeeepyszne! Tak musiało kiedyś smakować mięso i u nas...



i jeszcze suszenie sera i galaretki z guajawy



właściciel


Musimy jechać okrężną drogą, bo okazało się, że część autostrady jest zamknięta, bo ją zalało :(



Dojechaliśmy do swojej starej casy, ale okazało się, że nie mają wolnego pokoju. Wzięliśmy więc pokój u sąsiadów. Nigdy więcej nie będę spała w takim grzybie (dosłownie!) Musiałam przenieść poduszki w nogi, bo ta pleśń nie dawała zasnąć.







 Nasza ulubiona piekarnia



i główna ulica Havany zamknięta dzisiaj dla ruchu, bo fale szaleją:






Wieczór oczywiście na starym mieście (dziwnie to brzmi w kontekście wizyty na Kubie...) gdzie spotykamy się na piwku z Frnaklinem, Moniką, Marcinem i Ivanem.






 Przy kolejnym piwie postanawiamy jutro raniutko stawić się na autobus, który zawiezie nas do Viniales. Jedziemy tam razem z Moniką i jej mężem, którzy już mają bilety i zarezerwowaną casę. Może uda się i nam  ;)


-Matylko, a wiesz, ze niedlugo wracamy do Polski? Trzeba bedzie sie cieplo ubierac, bo tam zimno i pada snieg?
- Oooo! Super! Bede lepic balwana!
A ja myslalam, ze bede miala sojusznika w przekonywaniu meza do zostania na Kubie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz