środa, 24 października 2012

23.10.2012 Trinidad i plaża

Dzis jest dzien Matylki! Oznacza to, ze pakujemy bambetle i jedziemy na plaze. Za 2CUC/os w dwie strony zawozi nas tam van z Cubatur'u. Busik kursuje pomiedzy plaża a miasteczkiem co godzinę rano i po południu, podróż trwa jakieś 30min.
Ladujemy na pieknej i prawie pustej plazy. Slonce swieci, woda turkusowa, fal nie ma - idealnie.






Placimy jeszcze po 2CUC za hotelowy lezak i leniuchujemy dopóki wsciekly deszcz nas stamtąd nie przegania.







Ostatnia godzine siedzimy owinieci w reczniki pod ogromna wiata czekajac na pierwszy możliwy transport.
Po powrocie i ciepłym prysznicu z parasolem w ręku wyruszamy na miasto.
Jutro, jeżeli będzie ładna pogoda mamy w planach plażowanie, jeżeli jednak nie będzie optymistycznych prognoz zwijamy się. Zamierzamy dojechać do Santiago De Cuba - podobno najpiękniejszego miasta Kuby. Zobaczymy.

A teraz jeszcze czeka nas kolacja:

pyyyszna zupa rybna:
 ryba i cudowna okra:
 kotleciki na chlebie

 Interesująca dekoracja potraw, nieprawdaż?

Wnętrze restauracji (mieszczącej się na głównym placu, naprzeciwko Romance Museum) jest przepiękne! Zabytkowe meble (niestety nie na wszsytkich krzesłach można siadać), cudownie zaaranżowana przestrzeń, nastrojowe światło, muzyka na żywo i sympatyczna obsługa. Czego chcieć więcej? Może tylko niskiego rachunku? Na szczęście i to się udało.







Po kolacji idziemy do Casa de la Musica. Tutaj na schodach, na świeżym powietrzu co wieczór gra muzyka i zbierają sie turyści i autochtoni. Dzisiaj jest jednak jakoś spokojniej. Może zimno i wiatr wypłoszyły imprezowiczów? Wypijamy po drinku i wracamy do casy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz