Sporo uczniów na mieście:
mam duuuużo zdjęć drzwi i cały czas próbuję sobie wyobrazić jak kiedyś wyglądały
Ulica, po obu stronach domy a po środku... dom. Na jednym pasie jezdni ktoś zbudował sobie dom. Zawaliła się kamiennica, w której mieszkał, wiec wybudował sobie nowe lokum i jest ok...
Świeżo zaszpachlowane auto można teraz polakierować...
Czas wracać do casy, bo tam zaraz śniadanko będą dawać. Taki widoczek mamy z balkonu. Codziennie rano na schodkach siada parka i sprzedają świeże kwiaty (nie widziałam kupujących).
I codziennie rano przychodzi pan z gazetą. Facet na balkonie spuszcza kasę w torbie. Sprzedawca bierze pieniądzę i wkłada gazetkę. (Może nasza Żabka powinna to wprowadzić?)
torba wędruje do właściciela
Czas na wymarsz. Miasto wzywa!
Nie mogłam sobie odmówić i musiałam chociaż oczy nacieszyć patrząc na stare meble. Prawdziwie stare - początek XIXw. Piękne! Drogie! I nie mogę ich przewieźć przez granicę :(((((
Z ciekawostek: sklep ma dwa piętra. Weszłam z Matylką na górę i chciałam, żebu usiadła na dziecięcym fotelu bujanym (pięknym), ale sprzedawczyni zabroniła. Nie dlatego, że nie wolno siadać na antykach, ale dlatego, że fotelik stał w miejscu, do którego nie wolno się zbliżać (szczególnie dziecku), bo sufit jest w takim stanie, że może na nią spaść. Szok!
Cudnego pana spotkaliśmy wychodząc ze sklepu:
Piękna para! Dopasowani do siebie strojem i nie jest to coś wyjątkowego. Bardzo wiele par ubiera się w ten sposób.
Przyjżyjcie się uważnie. Teraz juz wiecie, że mieszkanie można dzielić zarówno w pionie jak i w poziomie. No dobra, mieszkanie musi mieć te 5m wysokości, ale prawie wszystkie tutaj spełniaja ten warunek. Dlatego, kiedy rodzina ma za mało miejsca i ma środki wstawia dodatkowy strop. Z tego co zauważyłam na górze mieszkają babcie/dziadkowie i wyglądają na świat przez lufciki...
szkoda, że nie widac, jak policjank kurzy cygarko
Szewc (masa ich na Kubie)
Wchodzimy do Arabskiej knajpki:
Tak nasza podróżniczka radziła sobie ze słońcem:
Wczoraj właściciel jednego z paladarów mocno namawiał nas na obiad w swojej restauracji. Postanowiliśmy, ze dzisiaj go odwiedzimy, skoro za homara z dodatkami i drinkiem mamy zaplacic po 10CUC/os. Pan namierzył nas na ulicy i szybko zaprowadził do swojego domu. Restauracja to cztery stoliki w jego salonie. Szok. Ale nie tak duży jak ten, którego doznałam wchodząc do łazienki, bo na umywalce stały szczoteczki do zębów domowników a nad prysznicem suszyła się bielizna. No jakoś tego u siebie nie widzę...
Obiad był pyszny, drniki przepyszne (albo odwrotnie), ale jak sie można spodziewać zapomnieliśmy o tym, kiedy przyszło do płacenia. 10+10 dały właścicielce 32. Pani tłumaczyła nam, że owszem drinki w cenie, ale doliczyła lemoniadę (oki), obsługę 10% (hmmm...), "sanepido" 20% (wrrrrr). Nie mogliśmy i nie chcieliśmy się z nią dogadywać, więc wyszłam na ulicę szukać właściciela. Przyszedł, mocno już podchmielony i próbował tłumaczyć, ale obstawaliśmy przy swoim. Ostatecznie zapłaciliśmy 26CUC. Jedzenie było pyszne, ale niesmak pozostał.
Idziemy dalej, a raczej jedziemy coco taxi na Cmentarz Kolumba
Teatr:
I znowu kupilismy mleko, czu raczej dalismy kase, bo sil juz braklo na wizyte w mercado.
A wieczorkiem zaczepil nas koles zachwycony, ze jestesmy z Polski, bo on tam za kilka dni koncertowac jedzie. I ma trojke dzieci i nawet jakies fotki pokazywal i wejsciowke na swoj koncert chcial dac i na koniec o mleko poprosil... Dzisiejszy limit mleka juz sie skonczyl, wiec milo, ale zdecydowanie odmowilismy.
Inna rzecz mnie zastanawia. Jestem zaskoczona iloscia Kubanczykow mieszkajacych w Polsce! Nie mam pojecia ilu ich jest, ale sluchajac historyjek przygodnie poznanych osob wiem, ze kazda ma chociaz jednego czlonka rodziny w Polsce. Tak lekko liczac w Polsce musi mieszkac kilka milionow ludzi wiecej niz oficjalne 38 mln. I znowu statystyki klamia ;)
Mieliśmy wejść zobaczyć Muzeum Fideal z jego łodzią, ale... poskąpiliśmy kasy. Wystarczył nam widok z zewnątrz:
Kolejna latająca torba, czy raczej kilka toreb, bo chyba ktoś wyjeżdżał i co chwila z góry spuszczano kolejną.
Pyyyyszne lody kokosowe:
i czekoladowe:
I nieśmiertelne bańki:
Wieczor na Plaza Vieja i spacerze od baru do baru w poszukiwaniu coraz to lepszej muzyki...
Nasza ulubiona Cerveza Factoria:
to właśnie tu nas codziennie ciągnęło dziecko, żeby się trochę pobawić w "różowym samochodziku". Dla niej nie miało znaczenia, że to zabytkowy Ford T, dla obsługi zresztą też nie. U nas byłby otoczony przynajmniej linkami a tu Matyśka mogła go traktować jak każdy inny przedmiot na placu zabaw.
Nam sie za to podobały ogromne kadzie, z których nalewali piwko (trzy rodzaje), do tego codziennie grał zespół.
Schody, w których się zakochałam (fantastyczna wstęga, ktora oczywiście na zdjęciu słabo wyszła):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz