Pobudka o 6... Troche wczesnie, ale nie dalo sie Mlodej przekonac, ze ma spac. Wyszlismy na miasto zobaczyc jak zaczyna sie tutaj dzien.
sniadanie my i bardzo wielu Kubanczykow kupuje w takich miejscach, czyli prywatnych domach, w których przygotowywane są kanapki i kawka:
Jeszcze nie ma 9:00 (brakuje kilku minut), więc ta wielka jak stodoła kafeteria nie jest jeszcze otwarta a półki świecą pustkami. W okolicach południa wygląda to tak samo, no może jest jakiś jeden klient, który cierpliwie czeka na swoją kanapkę. Tak wygląda zdecydowana większość państwowych kafejek.
Każdy kraj ma swoje poduszkowce, chociaż ludzie tutaj oglądając świat ze swoich balkonów poduszek pod łokciami nie mają. |
Jest cicho, spokojnie. Tylko nasze dziecko glosno dopomina sie o obiecana bulke. Za 1peso dostaje kajzerke, ale nie taka dmuchana jak u nas, raczej taka, jak kiedys u nas byly. Zawsze sama ją sobie kupuje:
Sklepy startuja o 9 - 9:30 otwarte sa tylko punkty z jedzeniem prowadzone przez prywatne osoby. Zaraz obok naszej casy jest punkt, gdzie sprzedaja przekaski smazone na glebokim oleju. Skusilismy sie na cos jak racuchy (ciasto jak w marokanskich paczkach tylko slone) - pyszota za 1 peso/szt.
racuchy |
Obeszlismy kawalek miasta i wracamy na sniadanie do naszej casy.
Za 3CUC/os mamy filizanke kawy, sok ( mocno rozcienczony), salatke owocowa, maselko, marmolade i swieze bulki. Skromnie, ale nawet tego nie zjadamy, bo temperatura zniecheca.
Mama zrobiła dziecku korone. Duzo pracy, duzo czasu i nic nie widac:
Czas na miasto. Kilometry uciekaja pod stopami, tylko dziecko tego nie czuje siedzac wygodnie w swojej karocy.
Po drodze mijamy:
sklepy odziezowe (z mundurkami i odzieza robocza) |
apteka |
apteka |
spozywcze za CUC |
i spozywcze za peso |
sklepy miesne |
Zwiedzamy co tam stoi w przewodniku i caly czas zachwycamy sie uroda miasta. Probujemy tez wejsc do kilu muzeow, ale ewidentnie nasza definicja tego miejsca nie pokrywa sie z ich. Wiekszosc jest zamknieta a jezeli mamy farta i jest inaczej, to podziwiamy kilka eksponatow i... duzo pustej przestrzeni.
Wykupilismy (5CUC/os) bilet na objazdowke po miescie odkrytym, pietrowym autobusem. Idealne rozwiazanie, zeby... uzyskac czerwony kolor na twarzy.
Miasto z autobusu:
Malecom - główna ulica Havany. Za dnia jest tu spokojnie i pustawo. Ktoś łowi ryby, ktoś śpi, ktoś się wałęsa. Wieczorem deptak nabiera kolorów, bo dużo młodzieży przychodzi tu na spotknia.
Malecom |
tatus Fidel |
Plac rewolucji |
Che |
Cmentarz Kolumba |
Aż łza się w oku kręci...
Takie Maluszki są tu na wagę złota. Zreszta wszystko co ma cztery, czy dwa koła to wielki skarb. Nie można sobie ot tak kupić auta. Państwo ma monopol i tylko bogaci szczęściarze mogą sobie pozwolić na luksus odkupienia takiego (raczej używanego) auta od państwa. A wspomniany Maluszek kosztuje w granicach 5.000Euro. Starty. Bardzo stary. I nie, nie zrobicie interesu życia wywożąc swojego kapciuszka na Kubę. Jak wspomniałam import/export samochodów i (chyba) wszytkiego innego należy do władzy.
Często za to mieliśmy tego rodzaju konwersacje:
- Holand?
- no, Poland, Polonia
- Polonia??? Aaaa Polonia! Fiat! pyr, pyr, pyr (nie jestem najlepsza w naśladowaniu dźwięków)
wolne to sa chyba tylko te ptaki... Hotel zabrany Hiltonom w dwa lata po wybudowaniu... |
Malecom |
na przeciwko Capitolu |
Na lunch kupilismy sobie po tutejszym hamburgerze (pyszota za 10 peso)
po lewej kotlet po prawej omlet z mortadella (ulubiony Matyldy) |
cola |
i siedzimy z setka innych ludzi uwiezionych przez ulewe pod arkadami na przeciwko Capitolio.
Deszcz mial szybko przejsc, ale trzymal nas tam przez dwie godziny.
Dlugo patrzylismy na to rusztowanie. Ile lat musialo minac od kiedy je tam ustawili (wiem, wiem tu rośliny szybko rosną). Pewnie robotnicy kazdego dnia powtarzali sobie, ze robota zacznie sie... maniana. A za rusztowaniem sciany nosne budynku, ktory kiedys musial byc wyjatkowo efektowny:
Zmienilismy buty na zwykle klapki ( przezorny...), zeby nie chodzic po kaluzach w skorzanych. Po 30 min musialam sie nasluchac... Nowiutkie klapki malza sie rozerwaly, a planowal wziac inne i mnie posluchal i... (dziewczeta czujecie klimacik?). Nowe kosztuja tu calkiem sporo. Za zupelnie proste dalismy 12CUC.
Kupilismy tez mleko dla mlodej mamy, bo maja tu przydzial i za ichniejsze peso juz kupila i bylaby wdzieczna, gdybysmy kupili, bo dwojka dzieci i trzecie w drodze....
Wieczór zaczęliśmy wcześnie, bo zwiedzajac (wystarczy na to 30sek ;) ) fabrykę piwa musieliśmy skosztować tego, co serwują.
Potem wizyta w jednej z dwóch, ulubionych knajpek E. Hemingway'a - Floridita.
Biedne, przemoczone dziecko owinięte w ręcznik i pijące... soczek.
Muzeum Farmacji z pięknymi pojemnikami. Słyszeliśmy, że nie są stare a te oryginalne można oglądać w muzeum w Matanzas
te sufity...
Posiedzenie na placu katedralnym:
Kościół Św. Franciszka z Asyżu:
Nasza księżniczka dostała pasikonika zrobionego z liścia palmowego:
Idąc dalej trafiliśmy do muzeum perfum (fantastyczny wystrój, nawet zaplecze robiło wrażenie!):
La Bodeguita Del Medio, druga ulubiona knajpka Hemingway'a gdzie pijał mojito a Matyśka tańczyła z miejscowymi salse:
Za każdym razem braliśmy tam trzy mojito (4CUC/szt), ale jedno oczywiście "sin alco". Bardzo klimatyczne i zawsze pełne ludzi miejsce. Ściany, meble, sufit są pełne podpisów, aforyzmów, wielkich myśli.
PS.
Co mowi czterolatka wychodzac z baru po 21:00?
" - mamo to gdzie idziemy teraz na imprezke?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz