środa, 9 maja 2012

03.05.2012 Stubai

Ha! Udalo sie! Wyciagi otwarte a Matylka nie ma temperatury! O 10 czeka busik, ktory zawozi nas pod samo wejscie. Teraz jeszcze musze kupic sobie bilet, bo jako jedyny wedrowiec nie posiadam skipass'a. I juz siedzimy w wagoniku i pewnie w innych warunkach podziwialibysmy widoki, ale niestety widocznosc na jakies 1,5m skutecznie nam to uniemozliwia.   Wysiadamy i maszerujemy z mloda w kierunku ruchomego chodnika. Z kazdym krokiem jej zdziwienie rosnie. Przeciez przyjechala tu "smigac i robic salta" a okazuje sie, ze nogi odmawiaja poslusznenstwa a narty najezdzaja jedna na druga. Zdecydowanie nie tak to sobie wyobrazala. Wujek sie poswieca i robi z mloda pierwszy zjazd, potem kolejny, do akcji wkracza tatus, ale widac, ze dziecko stracilo ochote na te "zabawe" juz jakis czas temu. Jeszcze dwa zjazdy i zostaje z najmlodszymi na placu... zabaw a reszta jedzie poszusowac. Dzieciaki przeszczesliwe moga zdjac wielkie buciory i cala reszte i pobawic sie w cieplym pomieszczeniu. Ja mam ksiazke i tak milo nam mija czas do kolejnej proby.  Kilka lez polecialo, kilku blagan wysluchalismy, ale dziecie wracalo na dywan i wjezdzalo do gory, rodzice byli nieugieci. Co wazne, diametralnie zmienila sie pogoda! Teraz problemem bylo ostre slonce. Twarze nam pulsuja i przypominaja kolorem pomidora. Nic to, fantastyczne widoki rekompensuja te niedogodnosci. Do tego widok tych naszych maluchow tak swobodnie smigajacych na nartkach wywoluje usmiech na ustach. Pierwszy i przedostatni dzien na nartach mloda ma za soba. Czas wracac do hotelu I znowu basen poprzedzony podwieczorkiem i pyszna kolacja. I jeszcze dziewczyny znalazly czas na szybkie zakupy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz