poniedziałek, 7 listopada 2011

Pinnewala 06.11.2011, 30st C

Godzine jazdy autobusem (110 RPS) od Kandy jest osrodek dla sloni. Z glownej drogi, gdzie wysadzili nas z autobusu wzielismy tuk-tuka, bo to mialo byc 6km. Dziwnie krotkie tym razem, ale co ja tam sie na tym znam... Wjazd do osrodka 30usd od glowy a cena zawiera zwiedzanie mini muzeum, mycie sloni i jazda na sloniu. Spedzilismy tam jakies 1,5 godziny. Matylka doslownie skakala z radosci, chociaz na poczatku przez sekundke bala sie dotknac slonia. Potem pucowala go stojac po pas w wodzie. Kiedy czekalismy na jazde co chwila pytala: no gdzie moj slon? Jak juz przyszla nasza kolej to cora wskoczyla na slonia bez chwili wahania a ja bym sie najchetniej z tego wycofala. Siedzielismy na oklep trzymajac sie za sznur przy jego szyji (tzn tylko ja sie trzymalam...) Matylka tak sie jakos wpasowala, ze w czasie drogi tylko glaskala slonia. A mnie wyobraznia falowala szczegolnie jak weszlismy na most... Oczywiscie nic sie nie wydarzylo i szczesliwie moglismy wracac, ale caly czas nie widzielismy malych slonikow. Dopiero jak zapytalismy okazalo sie, ze sa w innym osrodku, w tym, do ktorego chcielismy pojechac... My (i jeszcze wielu innych turystow) bylismy w prywatnym osrodku, ktorych jest wiele po drodze do tego glownego, najwiekszego. W pierwszej chwili bylam wsciekla, ale przeciez wszystkim nam sie podobalo, co nie zmienia faktu, ze powiedzielismy kierowcy, ze to nie jest 6km a za tyle zaplacilismy. Chetnie podwiozl nas do wlasciwego osrodka i byl mocno zdziwiony, kiedy powiedzielismy, ze kase za to juz dostal. 







Tutaj wejscie kosztowaloby nas 20usd od osoby. Odpuscilismy zwlaszcza, ze pan z obslugi powiedzial, ze mozemy jak wszyscy patrzec na kapiel sloni jezeli wejdziemy tylnym wejsciem. Zostalo nam jeszcze troche czasu, wiec z poswieceniem godnym wyzszego celu ktos z obslugi pokazywal nam ogrod z ziolami a potem zupelnie "bezintersownie" prezentowal produkty powstale na bazie tych ziol. Ok, sciema, ale to wszystko na tyle milo zorganizowane, ze nie mozemy mowic o stracie czasu. Kapiel kilkudziesieciu sloni robi wrazenie i warto bylo na to czekac.  I widzielismy male slonie, chociaz dziecko nam nie wierzy, ze one byly male, bo oczekiwala okruszkow. I sama doszla do wniosku, ze duzego slonia do domu nie mozemy zabrac, ale malego planowala sobie przywiezc z wakacji ;).





Zaraz po wyjsciu z osrodka rozpadalo sie, czy raczej doswiadczylismy na sobie kolejnego oberwania chmury. Zlapalismy tuk-tuka i dojechalismy do glownej drogi tam w autobus i do hotelu. Deszcz lal caly czas, ulice plynely, przestalismy analizowac gdzie postawic stope, bo i tak buty i cala reszta byla mokra. 
Podjechalismy na glowna ulice, bo przeciez dopiero 17 byla. Weszlismy do najwiekszego tutejszego centrum handlowego. Szumna nazwa dla moze 10 sklepow (reszta pomieszczen swieci pustkami). Przyznam jednak, ze w pierwszym spedzilismy troche czasu. Na wieszakach ciuchy next, gap i innych. Wszystko, co szyte na Sri Lance mozna tu kupic oficjalnie z ta roznica, ze ktos flamastrem zamazuje marke a i rozmary dostosowane do tutejszej klienteli, wiec male :(
Na koniec kolacja w deszczu, u naszych ulubionych chlopakow. Za dnia w tym miejscu sa stragany a wieczorem chlopaki sprzedaja pyszne i co wazniejsze cieple jedzonko. Bierzemy parathe i sosy wszystko podane na plastikowych talerzach wylozonych folia. Do tego cola i fanta (tak, tak dziecko nasze poznalo tu smak fanty) i placimy w granicach 2-3usd. I chyba nas tam lubia a najmlodsze najbardziej ;)




PS.
A wiecie, ze slonie maja tylko 4 zeby, ale kazdy z nich wazy jakies 5 kg?
A że są słonie, ktore maja dwa lub jeden "palec" w trabie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz