piątek, 2 września 2011

30.08.2011 Suzhou

Pobudka o 7:00 (matysia prosi, zeby napisac, ze "wake up" to "wstawac" - czegos te anglojezyczne bajki ucza ;) ). Chwile jestesmy na recepcji, ktos lapie nam taksowke i juz smigamy. Kierowca podwozi nas na stacje specjalnym zjazdem dla taksowek. Wyglada to troche jak parking pod centrum handlowym. Dobrze, ze jest pan, ktory kieruje nas w odpowiednia strone. Teraz przejscie przez bramki (Chinczycy pokazuja bilety nas nikt o nie nie prosi), drzwi wejsciowe i pani z lizakiem, ktora zatrzymuje towarzystwo na zewnatrz w razie korka. Dalej przeswietlanie bagazu i juz mozemy wjechac na gore do poczekalni (jest ich 14 czy 16). W kazdej z nich setki ludzi oczekuje na podstawienie pociagu. W naszym przypadku czekalismy na opoznienie pociagu. Co ciekawe na bilecie mielismy wpisana godz odjazdu 08:40 (ale w rozkladzie jazdy ten pociag odjezdza o 09:40) na wyswietlaczu na hali najpierw jedna potem druga godzina sie pojawila a na koniec jeszcze 09:50 i ostatecznie o tej podstawiaja pociag. Oczywiscie nie wiedzielibysmy o tym,  gdyby nie to, ze nagle zobaczylismy pospolite ruszenie! Doslownie kto zyw, ten biegl w strone drzwi prowadzacych na perony. Ilosc bagazu nie miala znaczenia (a wyglada na to, ze Chinczycy podrozuja z polowa swojego dobytku), byle szybciej, byle dalej. My na koncu, bo troche nas to przerazilo. Przeszlismy przez kontrole biletow, schodami w dol, nasz wagon i kolejna kontrola i juz tylko wystarczy znalezc swoje miejsce.



Jest! Co za szczescie! Ruszamy i... powoli radosc gasnie. Coraz intensywniej czuc smrod papierosow, pani na siedzeniu obok obcina paznokcie, ktore strzelaja na wszystkie strony. Przechodzi pani z wozkiem wypakowanym przegryzkami. Ten smrod... Po paru minutach nos sie przyzwyczaja i jest ok. Za plecami mamy pasazerke w wieku Matysi. Mloda dostaje jedna mala galaretke, potem druga i trzecia i czwarta i... Sporo tego bylo i jeszcze ciasteczko i chipsy o smaku pomaranczy ( a tak, pozwolilam mlodej zjesc ;) ). Dobrze ze mielismy prince polo na wymiane :)



Dojechalismy, upal niemilosierny a my idziemy szukac kas, co by kupic bilety na kolejne odcinki podrozy. Po dluzszym czasie okazuje sie, ze w Suzhou mozna kupic bilety z max 2 dniowym wyprzedzeniem! Zalamka. Jedziemy w miasto. Taksowka, a co! (14Rmb) Swiatynia Konfucjusza, ogrod. Pieknie, spokojnie, nastrojowo.



Potem zmiana planow i przerywamy zwiedzanie, zeby raz jeszcze podjac probe z biletami w punkcie w centrum miasta. Podjezdzamy autobusem (cale 4Rmb za 2 bilety). Po drodze Chinka bieglym angielskim pyta czy nam moze pomoc (szok!). Zaprowadzila nas do ticket office i zapytala o te nasze pociagi i tez sie zdziwila, kiedy okazalo sie ze w tym miejscu sprzedaja bilety tylko na miejsca stojace! Jakos srednio widze cala noc na stojaco... Zegnamy sie z sympatyczna przyszla pania ksiegowa i idziemy do kolejnej swiatyni.




Matysia spi w wozeczku a my robimy kolejne kilometry.  Powiem uczciwie, ze przez te bilety troche nam ochota na zwiedzanie przeszla. Jakos tak generalnie snulismy sie po old town. Przy czym czesc starego miasta jest stara (i ta nam sie bardzo podobala) a czesc super nowoczesna. I jak to powiedziala poznana Chinka "to jest stara dzielnica tylko budynki sa nowe". Szkoda, ze nie widza ile traca wyburzajac te stare i stawiajac nowe. Jeszcze, zeby to bylo jakos zagospodarowane, ale tutaj wystawia sie duze budynki cos jak nasze biurowce jeden obok drugiego. Wszystko ze szkla aluminium, pewnie zaraz po oddaniu wyglada ladnie ale na dzien dzisiejszy wiekszosc tych powierzchni stoi pusta i straszy. Przez brudne szyby widac balagan i niszczejace wnetrza az czlowiek ma ochote chwycic za miotle i cos z tym zrobic.
Czas na przegryzke. Zawijaski ze slodkiego ciasta smazone na glebokim oleju. Pani dlugo udawala, ze nie rozumie o co pytamy i oczywiscie podala kwote, ktorej nie bylo na tablicy za jej plecami. Ostatecznie pyszne to cos jest a my biedniejsi o 11Rmb ruszamy dalej.  15, duszno, parno, pot sie leje strumieniami to i nie dziwimy sie, ze gdzie nie spojrzec to robota stoi a pracownicy (krawcowe, kucharze, budowlancy) podsypiaja w dziwnych pozycjach i dziwnych miejscach.
Kolejna przegryzka. Z paleniska w wielkiej beczce babeczka wyciaga cos jak male plaskie buleczki. Chcielismy 4 dostalismy 6 za 10 Rmb. Pychota czesc z miodem opsypana sezamem a druga rowniez z sezamem tyle, ze na slono. Miodzio!
Sil coraz mniej a tu taka piekna muzyka. Wchodzimy do domu herbaty. Wszyscy nas witaja. Jestesmy jedynymi goscmi. W oka mgnieniu na stol wjezdzaja "slodycze sportowcow" po jakims czasie dostajemy menu herbat. Troche kartkowalam, ale nie znalazlam tanszej niz 80Rmb i jeszcze nie mozna kupic jednej na dwie osoby. No coz zrozumielismy skad te pustki. Wyszlismy zegnani bez usmiechu ;)
Marsz, marsz, marsz. Ciag niskiej, starej zabudowy. Zdecydowanie atrakcyjnej dla turysty. Pytanie na ile wygodnie sie tam mieszka. Nie wszyscy maja biezaca wode, ale sa studnie. Nie kazdy ma wiecej niz jedno pomieszczenie, ale za to miesci sie tam kuchnia, sypialnia,  jadalnia, kacik do pracy, garaz na skuter. Obecnosci lazienki nie stwierdzilam... A zaraz, byla jedna z otwartym, zakratowanym oknem. Doslownie pomieszczenie wielkosci brodzika, zamkniete od strony mieszkania a w srodku ujadajacy duzy pies (dobrze, ze to nie Wietnam, bo bym pomyslala, ze kolacje w tym brodziku przechowuja...). Okna sa brudne do bolu (serio) ale mysle, ze to celowe dzialanie, zeby zniechecic tych wscibskich turystow do zagladania do srodka. Jezeli sa mniej brudne to zazwyczaj oklejone jakims splowialym plastikiem. Generalnie podejscie do czystosci maja podobne do Hindusow. Wypilem picie - butelke rzucam natychmiast gdziekolwiek. Z drugiej strony moze to i dobrze, bo wiele osob ma dzieki temu prace. (Sprzatajacych ulice jest masa, tylko jakos efektow tych porzadkow nie widac...) a co do czystosci/higieny - dzieciaki lataja w spodenkach z rozcieciem (ale u nas by o to byla afera). Widac im dupeczki a jak chca cos zrobic to kucaja, robia i po sprawie. No wlasnie czy po sprawie? Tak obserwowalam to, co dzialo sie dzisiaj w poczekalni. Mati ogladala bajki i spora grupka dzieciakow wokol niej sie zebrala. Jedne odchodzily, kolejne przychodzily (no oprocz bajki to jeszcze dobrze ta blad panienke z niebieskimi oczkami chcialy zobaczyc). Kiedy my zbieralismy sie do odejscia okazalo sie, ze na podlodze jest mnostwo zoltych plam (konkretna plama w innym kolorze doslownie stanela na naszej drodze w poczekalni w Shanghaju). A ja tu wiozlam skladany nocnik, zeby trawki nie niszczyc...




Dobra, czas na jakis obiad. Juz ciemno coraz wiecej stolikow pojawia sie na ulicach, coraz wiecej stanowisk z jedzeniem. Skusilam sie na... No wlasnie na co? Do plasikowej miseczki dziewczyna wrzucala mi to, co pokazalam palcem (jakies podroby, flaki, prege). Wszystko elegancko pokrojone, zwazone zostaje wzbogacone o przyprawy, orzeszki, kolendre i pieknie zapakowane prozniowo. Wzielam sobie jeszcze kurze nozki i algi (23Rmb cale to zamowienie) wszystko to przenioslam do knajpki, gdzie dla M zamowilam zupe, chinskie brokuły i ogorka z czosnkiem (24Rmb). Ja bylam swoimi specjalami zachwycona, chociaz nie rozumiem o co chodzi z tymi nozkami.



Najedzeni ruszylismy w kierunku stacji.
Drobny zakup w postaci 2 koszulek dla M (60Rmb) i loda dla Miski i juz wsiadamy do autobusu, ktory zabiera nas na dworzec. Teraz przechowalnia bagazu, bo przed wyjsciem na miasto zostawilismy tam plecak (10Rmb) na dobe. Bramki, przeswietlenie bagazu, bramki i juz jestesmy w poczekalni ;). M rozszyfrowal jak poznac, ze podjechal juz nasz pociag (tym razem z tego samego wyjscia korzystali pasazerowie kilkunastu pociagow) - znaczki pod symbolem pociagu zaczynaly migac na zielono.e  Podejrzewam, ze przez megafon tez cos o tym wspominali, ale tylko w swoim jezyku. W pociagu pan konduktor zabral nam bilety a dal zamienniki i od tego momentu jest odpowiedzialny, za wysadzenie nas na odpowiedniej stacji. Jeszcze tylko przeniosl jednego pana tak, zebysmy cala rodzinka byli obok siebie. Mielismy dolne hard sleeper'y i super sie to sprawdzilo. Mati spala ze mna i bardzo jej spanie w pociagu podpasowalo ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz