niedziela, 4 września 2011

02.09.2011 Przejaz do Xian przez Hefei

Dzis o 21:13 ruszamy z Hefei do Xian, ale zeby wsiasc do pociagu musimy dojechac do Hefei autobusem (90Rmb za bilet, 4 godz).
Znowu nie udalo nam sie wczesnie wstac i przed 9 nie bylo juz stanowiska z drozdzowymi paluchami. Szkoda. Idac przed siebie trafiamy na pierozkarnie. Zamawiamy 2 parowary czyli 12szt za 20Rmb.

Spacerek wzdłuż rzeki...



Ostatni spacer, bo czas sie pakowac. Wchodzimy w nowa uliczke a tam pieknie wymalowany budynek, ze srodka dobiega dzieciecy smiech. Przedszkole i obok zlobek. Do pierwszego Matyla wchodzi bez cienia zastanowienia. Usiadla obok innych dzieci i przez chwile przysluchiwala sie rozmowie. Wiele nie zrozumiala, za to przypomniala sobie zjezdzalnie na zewnatrz, wiec wyszla sie pobawic. Po jakims czasie dojrzala do zmiany i juz z M weszla do zlobka. Usiadla przy stoliku i bawila sie klockami razem z innymi dziecmi. Tak sobie to obserwowalam i tylko przez ulamek sekundy bylam zdziwiona tym, ze nie chciala isc tam sama. Sek w tym, ze ona tam szla do maluchow a i tak konczylo sie tym, ze podbiegaly nauczycielki, zeby pomacac, szczypnac w policzek a na koniec zrobic zdjecie. Dla dzieci to, ze Matysia ma blond wloski i niebieskie oczka nie ma zadnego znaczenia. Najwazniejsze, ze potrafi tak samo lapac banki (co pokazala w czasie pobytu w Suzhou). A co do samych przedszkoli to troche nas przerazily. Zabawki mocno zniszczone i raczej skromne. Plac zabaw (?) wola o pomste do nieba. Malenka, wybetonowana powierzchnia z jedna zjezdzalnia dla przedszkolakow i trampolina i karuzela dla dzieci ze zlobka. Znamazlam milion ostrych krawedzi i malych, potecjalnie niebezpiecznych klockow. Takimi drobiazgami nikt tam sobie jednak glowy nie zaprzata.



Po drodze mijalismy plac... zborny (?), odczytow (?), zabaw(?) na ktorym poprzedniego wieczora wyswietlano film o towarzyszu Mao. Bardzo duzo osob sie tam zebralo. Czesc ogladala, inni grali w bilarda albo w karty a jeszcze inni ( w tym rowniez dzieciaki) korzystali ze sprzetu do cwiczen. Zdecydowanie jak w wiekszosci goracych krajow i tu ludzie odzywaja wieczorami.



Wrocilismy do hotelu. Nasz pan potwierdzil, ze kupil nam bilety na autobus o 12:50 (po 90Rmb na glowe) i dodaje, zebysmy sie wymeldowali do 12:00. Hmmm...  Juz mogl to sobie darowac, bo oprocz nas wyjezdzali Rosjanie a wiec hotel jest pusty. No coz, niesmak  pozostal i jeszcze sie poglebil jak zaproponowal trzy male siateczki z mikro kiwi na droge za "jedyne" 10 Rmb. 1kg tego owocu kosztuje 5Rmb.
Jedziemy, to najwazniejsze! Do tego jedziemy autostrada. Szkoda, ze Chinczycy nie zbudowali nam tego jednego odcinka, bo znaja sie na rzeczy. Drogi tutaj sa gladkie jak stol.
Matylka przespala nam pol trasy, bo to akurat jej pora byla i zaraz po przebudzeniu poprosila o ipade (wg niej ipad jest rodzju zenskiego). Zaczynam sie martwic, bo to juz wyglada jak uzaleznienie.
Dojechalismy do Hefei. Kolejne gigantyczne, betonowe miasto (oczywiscie gigantyczne jak na polskie warunki). Zieleni jak na lekarstwo. Mamy do wytracenia jakies 4 godz. Po pierwsze jedzenie. Dla odmiany chinski fast food. Zjedlismy kuraka w sosie sojowym, ogorka z czosnkiem, omleta z wieprzowina, ryz i fasolke z kurzymi lapkami ( nie zauwazylam, ze tam sa a wszyscy to brali, wiec... Ale mam juz pewnosc, ze kurze nozki nie sa dla mnie) i poszlo 41Rmb.




Czas powalesac sie po okolicy, ale tu sklepy o 19 sa juz zamykane (do tej pory wszedzie byla to 22:30). Trudno nie chca takich klientow to ich strata ;)
Obeszlismy okolice w poszukiwaniu przekasek na droge i wszedzie wzbudzalismy zainteresowanie, tzn jedno z nas je wzbudzalo i w sumie po dzisiejszym dniu juz nie mam sumienia namawiac Matysi do odpowiadania na wszystkie zaczepki. Powiedzialam, ze jezeli bedzie miala wystarczajaco duzo sily (lubi pokazywac, ze ma duzo) i nie chce gadac to niech czasem pomacha. Dla tych wszystkich ludzi nie ma znaczenia co zrobi, kazde zachowanie wzbudza zachwyt i podziw. Ale i mnie to juz meczy, a przeciez stoje obok. To nie moje policzki i nie moje wloski wiec jak sobie wyobraze co tam sie w tym malym czlowieczku dzieje to siedze cicho, kiedy nie odpowiada na pozdrowienia. Musialaby caly czas (doslownie) kogos pozdrawiac. A jak sie wita/zegna po chinsku to wszyscy robia maslane oczy. Jak to niewiele trzeba...
Na stacji jak zwykle kontrole. Szybko poszlo jestesmy w pociagu i tym razem mamy srodkowe hard sleepery. Matysia szczesliwa, bo musi sie wspinac po drabince ;)
Czas na mnie bo juz 23:22 jakies 1,5h temu zgasili swiatlo w pociagu i pewnie wstana po 5:00...
A i co do zdjec to oczywiscie beda, ale dopiero po powrocie, bo sa gigantyczne i nie ma ich jak przeslac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz