Mielismy wyruszyc o 6:30, ale zwyczajnie nie dalismy rady tak wczesnie wstac. Poszlismy na sniadanie do jedynego otwartego jescze (!) miejsca i zjedlismy kazdy po drozdzowym paluchu smazonym w glebokim oleju do tego kubeczek cieplego mleka sojowego (starczylo dla calej naszej trojeczki ;) ) i jajo gotowane w sosie sojowym (za wszystko 5,5Rmb).
O 9 wyruszylismy autobusem (13Rmb za bilet) do stacji kolejki linowej. Wybralismy najprostszy, wschodni szlak. Mowiac szlak mam w tym przypadku na mysli wybetonowana tudziez wylozona kamiennymi plytami droge z milionem schodow w dol i w gore. Wzdluz drogi barierki i oswietlenie - wiecie, szlak ;)
Juz sam wjazd kolejka robil wrazenie a im wyzej tym wieksze. Na samym szczycie jednak "troche" sie to zmienilo bo widzielismy wokol tylko mleko. Widocznosc na jakies 10-15m. Szkoda, ale co robic czasu na wybrzydanie brak a za sam wstep na teren gor zaplacilismy 460Rmb za dwa bilety + 320Rmb za kolejke w dwie strony. Duzo, ale jestem pewna, ze widoki sa tego warte. Cos na zdjeciach mamy, bo momentami wiatr mgle rozwiewal.
Na szlaku rowniez Matysia robila za gwiazde. Na poczatku, bo szla sama, taka mala blondyneczka. Potem, bo tak cudnie spala siedzac w swoim nosidle na plecach taty a na koniec, bo tak fantastcznie sama pokonala ostatni odcinek trasy. Rozbawila mnie, kiedy chwile po przebudzeniu, kiedy to pokonywalismy ciezki odcinek zapytalam M jak sie czuje i w odpowiedzi uslyszlam szczebiot Matysi: dobrze mamusiu. M nic nie powiedzial...
Koncowka trasy trwala wiecznosc i to bylo ciagle wspinanie sie po schodach. Mnie draznilo wszystko i zazdroscilam Chinczykom wchodzenia jedynie z iphonem w reku. My zabralismy sporo, bo przeciez trzy osoby, ew zmiana pogody i drogie jedzenie na szczycie. Draznil mnie moj plecak i nie bylam w stanie odpowiadac na tysiace pytan stawianych przez Mati. Po godzinie i ona zaczela marudzic wystarczylo jednak zajac ja jakas gra slowna i bylo po problemie. Wchodzila dalej spiewajac i podskakujac, szokujac wszystkich wokol. Byla niesamowita! A do tego wiedziala, ze na dole czeka nagroda w postaci loda ;)
Takie zdjęcie zrobiła Matylka:
W sumie 4 godziny chodzilismu po gorach. Ktos powie co to takiego, ale my jestesmy z siebie dumni, bo przeciez dopiero co wstalismy od biurek.
Zasluzylismy na kolacje. Znowu w naszym hotelu. Znowu bok choy, baklazany, fasolka z wieprzowina, zimniaki i zupa ( dwa ostatnie to porazka) plus oczywiscie piwko dla zwyciezcow on i kieliszeczek nalewki... Calosc 75Rmb.
Padlismy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz