Dziś jest ten dzień, kiedy wracamy. Ja jestem smutna, ale sa też tacy, którzy odliczają godziny do śniadania w domu i świeżej bagietki... ;)
Zostało nam jednak jeszcze sporo czasu, bo pociąg dojeżdża do Shanghaju o 8:15 a samolot mamy o 2coś. Bagaże zostawiamy w dworcowej przechowalni. Tym razem jednak nie poszło nam tak łatwo. W pierwszym okienku, gdzie oddaliśmy torby pani nam powiedziała 90Rmb. Oczy nam wyszły z orbit i poprosiliśmy o weryfikacje kwoty. Była twarda. Poszłam do okienka obok a ta przylatuje za mną i coś nadaje kobicie za ladą. Dla formalności odwiedziłam jeszcze jedno okienko, ale juz wszyscy wiedzieli ile mi mają powiedzieć. Źli chcieliśmy odebrać swoje bagaże i to tez okazało się problemem. Pani nadawała jak radio WE, po chińsku oczywiście, pokrzykując co jakiś czas. Cena spadła do 60, ale juz nie chcieliśmy z babą gadać.
Przeszliśmy kilkadziesiąt metrów dalej i po dłuższych negocjacjach udało nam się zostawić bagaż płacąc 50Rmb (gdybym miała skośne oczy zapłaciłabym 30Rmb).
Metrem jedziemy na stację circus. Po cichu liczę na to, że uda nam się kupić bilety na występy akrobatów grupy ERA. Udaje się! Jeden bilet kosztował nas 280Rmb i conas zaskoczyło - za dziecko 100%. Do tej pory nasze dziecko (zazwyczaj każde do 120cm) nie było liczone wcale. Trudno, co robić. Przedstawienie zaczyna się o 19:30, więc mamy jeszcze trochę wolnego.
Idziemy do parku obok. Znajdujemy tu kilka atrakcji takich, jak w wesołym miasteczku. Matylka jest przeszczęśliwa! Szkoda tylko, że jest mokro i pochmurno. Chyba nawet Shanghaj smuci się, że wyjeżdzamy ;).
Idziemy przed siebie. Zaczyna kropić, więc jest pretekst, żeby wejść do jakiegoś marketu (który miał być bardzo blisko zgodnie z mapą na iPadzie, wrrr).
Wchodzimy do chińskiego fast foodu. Bierzemy soję w słodkim sosie sojowym, smażone pierożki, słodką świnkę, grzyby i ryż z warzywami (to ostatnie okropne). Najedzeni ruszamy dalej.
Czas mija, kilometry uciekają spod nóg. Na którymś skrzyżowaniu mijamy chłopaka w piżamie (to akurat nie jest oryginalny widok), który trzyma w ręku cewnik a spod piżamy wystają rurki. No już widzę taką akcję na Wołoskiej ;)
Znowu centrum, tysiące ludzi, czas ucieka jeszcze jakieś drobne zakupki. W bocznej uliczce kupujemy pierożki z zupą w środku i pampuchy z warzywami. Pyszka i idealna przekąska na dzisiejsze przedstawienie.
Wracamy na stację circus. Po wyjściu z metra musimy tylko przejść na drugą stronę ulicy. Taka prosta rzecz a zajmuje tyle czasu, kiedy po drodze mamy taką atrakcję. Na skrzyżowaniu zebrała się spora grupa kobiet, które tańczyły przy muzyce z magnetofonu. Matylka potrzebowała krótkiej chwili, żeby zacząć naśladować ich kroki. Żal nam było odchodzić, ale przedstawienie nie będzie czekać.
Wchodzimy, światła już zgaszone. Zaczyna się...
Niby mogę napisać co tam widzieliśmy, ale nie wiem czy jest sens. Żadne słowa nie oddadzą emocji a tych było bez liku. No dobra... Były dziewczynki, które poruszały się jak węże, był facet, który żąglował wazami (jedna z nich miała z 60-70cm wysokości i tyle samo średnicy), była para pięknych ludzi tańczących na szarfach (tu aż mi łzy popłynęły), były trapezy, skoki przez obręcze i jeszcze wiele innych atrakcji a na koniec motocykliści. Sześciu czy ośmiu chłopaków na motorach zamknietych w kuli o średnicy 4-5m. Brzmi średnio? To teraz wyobraźcie sobie, że jeżdzą w dwóch kierunkach wewnątrz kuli. Za chwilę w trzech, czterech a potem jeżdzą wydaje się, że chaotycznie, ale przy zgaszonych światłach na sali światła motorów (obrys każdego motoru podkreślony diodami) pojawiają sie w pewnym rytmie, bardzo, bardzo szybkim. Nie mogłam nie krzyczeć, bo co chwilę miałam pewność, że zaraz sie coś stanie.Ten występ to była kropka nad "i'. Wszystko od strony technicznej sceny (dziesiątki zapadni, świateł, laserów) poprzez kostiumy i scenografię (żadnego aksamitu i złota, codzienne, współczesne stroje, obraz z projektora na ścianach) aż do pomysłu i wykonania było perfekcyjne! Para na szarfach, towarzystwo na odskoczniach wykonywali swoje układy bez zabezpieczeń! Do tego orkiestra na żywo i śpiew na żywo! Współczesne, dynamiczne rytmy cudownie podkreślające to, co dzieje się na scenie. Kupując bilet byłam zła, że płacę za Matylkę, bo przecież co ten maluch zobaczy, ale widziała wszystko, bo tak duża była różnica wysokości między rzędami. Do tego co chwila łapała mnie za kolano czy rękę pytając czy widzę to, czy tamto. Ciężko jej było usiedzieć na miejscu tylko dla tego, że była tak podekscytowana. To były chyba najlepiej wydane pieniądze podczas tej wyprawy. No, może w drugiej kolejności, bo góry tez dały nam wiele niezapomianych przeżyć.
Wracaliśmy po bagaże mocno nakręceni. Objuczeni jak wielbłady idziemy na metro. Czeka nas długa jazda na lotnisko. To znaczy myśleliśmy, że będzie długa, ale okazało się, że o tej godzinie metro dojeżdża tylko do pewnego miejsca a dalej trzeba radzić sobie samemu. Hmmm... Na przedostatniej stacji zaczepił nas chłopak, który oferował transport na lotnisko. Dumaliśmy przez całą drogę do wyjścia z metra a w tym czasie cena spadała. Dobiliśmy targu - 60Rmb i jedziemy zostawiając za sobą kilkunastu innych sprzedawców oferujących swoje usługi. Po przejechaniu jakiegoś kilometra nasz kierowca się zatrzymuje, potem wyłacza silnik. U nas konsternacja. w końcu pytam o co chodzi, a ten mi daje do zrozumienia, że czekamy na kolejnych pasażerów, bo dla niego to za mało na taki kurs. Troszkę się zezłościłam, bo mimo, że mieliśmy jeszcze duży zapas do odlotu, to nie chciałam tego czasu spędzić czekając na kogoś. Dodaliśmy 20Rmb i pojechaliśmy. Jakieś dwadzieścia minut nerwów, b oto znowu był prywatny transport. Ale udało się i dostaliśmy się na lotnisko jako pierwsi, jeszcze 3 godziny do odlotu. Teraz tylko przepakować się trzeba i odprawić. To pestka!
Odprawialiśmy się jako ostatni. Serio. Nikogo już za nami nie było. Inna rzecz, ze udało nam się przemyć, przebrać i przepakować. Wyszło 43kg + podręczny. Przylecieliśmy tu mając 13+10kg. Sama jestem ciekawa co to tyle waży ;)
Start pamiętam a potem juz nic, no może tylko turbulencje, bo były trochę silniejsze niż zwykle. Przesiadka w Moskwie i po dwóch godzinach jesteśmy w Warszawie. Słonko tu na nas czekało i osobisty kierowca ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz